Jak co roku mniej więcej miesiąc przed świętami Bożego Narodzenia zaczynają się u mnie pierwsze przygotowania. Jako pierwsze robione jest specjalne, świąteczne ciasto. Pieczone jest tak wcześnie, bo potrzebuje czasu, by "dojrzeć". Przepis na to cudo przywiozłam od koleżanki z Anglii
i od kilku lat to znacząca ozdoba na świątecznym stole.
Kolejna zatem kartka z rodzinnej książki kucharskiej:
Przygotowanie rozpoczynamy od zgromadzenia produktów:
W pierwszym etapie moczymy przez kilka godzin ( ja to zostawiam na całą noc ) wymieszane bakalie razem z sokiem pomarańczowym. Te większe , jak na przykład morele kroimy na mniejsze kawałki.
Na drugi dzień zaczyna się właściwe "tworzenie" ciasta .
Masło i brązowy cukier ucieramy, dodając stopniowo jajka
( białko i żółtko ), oraz dwie łyżki miodu. W drugiej misce mieszamy mąkę ze wszystkimi przyprawami.
Masę łączymy z mąką cały czas mieszając , a następnie dodajemy stopniowo namoczone bakalie.
Tak przygotowaną masę przekładamy do formy wysmarowanej tłuszczem i wyłożonej papierem do pieczenia.
Formę owijamy podwójnie złożonym, szarym papierem, który obwiązujemy sznurkiem ( musi to być sznurek z naturalnego materiału, np.z juty, by nie stopił się podczas pieczenia )
Tak przygotowaną formę wkładamy do piekarnika rozgrzanego do ok.150 stopni C. Pieczemy przez 4 godziny! W czasie pieczenia po domu roznosi się wspaniały zapach zapowiadający już czas świąteczny.
Podczas, gdy "duży" piekarnik wypieka moje ciasto, " mały" piecyk, rozświetlany świeczką "pozuje" do pierwszych, świątecznych aranżacji.
Po upieczeniu musimy poczekać aż ostygnie, przewrócić " do góry nogami" nakłuć
spód patyczkiem i w te otwory wlać pół szklanki brandy.
Następnie odcinamy wierzch ciasta , by wyrównać powierzchnię.
Paczkę marcepanu rozwałkujemy tak, by można było przykryć wierzch ciasta.
Całe ciasto należy oblać lukrem zrobionym z cukru pudru, wody, kilku kropel soku z cytryny i do smaku olejku migdałowego. Lukier musi być bardzo gęsty, bowiem chodzi o dekoracje, jak również utrzymanie świeżości ciasta do Swiąt.
Z pudełek schowanych przez cały rok wyciągam specjalne figurki do ciast. Z każdym rokiem dochodzą nowe, gdzieś tam wypatrzone podczas wojaży. Ustawiam je na mokrym jeszcze lukrze, by wyglądały jak zanurzone w śniegu, tworząc specjalną scenerię.
Ciasto do Świąt będzie "dojrzewać" pod stwardniałą skorupą z lukru tworząc miks smaków wszystkich jego składników.
Podaję je z ciepłym, budyniowym sosem waniliowym.
Życzę przyjemnej pracy i zadowalającego efektu Tym, którzy będą chcieli ten przepis wypróbować.
Odwiedzających pozdrawiam serdecznie
Wanda