Powered By Blogger

poniedziałek, 28 września 2015

JESIENNE TROFEA DLA CIAŁA I DUSZY...


      Za oknem las już w barwach rudych nieco, liscie w ogródku  pożółkły, a winobluszcz stał się już mocno czerwony, co przy pieknym ostatnio słońcu tworzy wspaniałą tapetę, przyciagającą bardziej wzrok niż obrazki w telewizorze.


    Do dekoracji domu włączane są juz jesienne elementy przynoszone ze spacerów w całkiem jeszcze ciepłe, chociaż to już prawie koniec września, dni. Aronia posłużyła nie tylko do wyrobu przetworów ( wysmażona z cukrem tak na pół gęsto do herbaty ), ale również jej owoce na gałązkach przez długi czas będą stanowić inspiracje do tworzenia ciekawych aranżacji.




 


 



      W ogródku cały czas owocuje jeżyna bezkolcowa, która w tym roku zaskakuje ilością owoców. Przed ich przerobem na znakomity soczek też cieszą oko jako ozdoby. Mała ogrodowa jabłonka również obdarzyła w tym roku wielka ilością jabłek, więc i kompoty na zimę murowane. Nie mówię tu o jakiś przemysłowych ilościach przetworów, bo przypominam, że mam tylko malutki ogródek pod blokowym balkonem.











Pod " naszym" lasem rośnie kalina koralowa, która wiosną stroiła mieszkanie kwiatami, a teraz, "udzieliła" kilku gałązek ze swoimi koralami.







W ogródku jeszcze hortensja i begonie kwitną na całego, nieśmiało, na niebiesko przebija się lobelia





        Piątkowy wypad do naszego lasu, tylko na pół godzinki, przyniósł dość pokaźny zbiór grzybów:




   Jeżeli obok naszego bloku w lesie,  było tyle grzybów ( ludzi w lesie też ) to co dopiero w Borach. W sobotę pojechaliśmy do Czernicy i tam, po tygodniu naszej nieobecności w tym miejscu, uzbieraliśmy kolejną porcję. Dużo do suszenia, do pierogów wigilijnych i bigosiku, część do zaprawy, i jedzonko na bieżąco- w sosie, lub wysmażanych, i zupa krem była też...


























    W kuchennym oknie zawisły szklane baloniki, prezent od córci. Bardzo ciekawy jest efekt świetlny o poranku, gdy słońce prześwietla szkło tworząc wspaniałe refleksy...


    
       Zabieram się w tym tygodniu do malowania, bo nasza grupa ma wystawę w październiku i trzeba będzie się czymś nowym "pochwalić". Mam jednak nadzieję, że znajdzie się trochę czasu na spacery, bo jak na razie jesień jest cieplutka i słoneczna. 
   Życząc wszystkim odwiedzającym, by również znajdowali czas na relaks, obcując ze wspaniałymi obrazami jesieni, pozdrawiam ciepło                            
                                           Wanda

niedziela, 13 września 2015

WAKACJE JUŻ ZA NAMI...




  Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć... Pora wracać do domu. Magia Borów Tucholskich, a szczególnie ta "nasza" maleńka  Czernica jak co roku przez trzy miesiące doładowuje akumulatory na jesienno-zimowe smuteczki. W tym roku, co prawda, było mniej grzybowo i jagodowo, bo deszczu przez ten cały czas praktycznie nie było, ale w domu są jeszcze zapasy z poprzedniego, więc do bigosu suszu nie zabraknie. Wygrzani za to jesteśmy jak po tropikach - temperatury przez dwa miesiące ponad 30°C, z tym, że w lesie , nad wodą tak nie doskwierały.          Wnuki skończyły wcześniej wakacyjną przygodę -  dwójka z nich, już niestety,  rozpoczęła kolejny rok szkolny, ale, mam nadzieje,  pobyt w Borach również dodał im sił do ciężkiej pracy, aż do przyszłego roku. Wierzę, że pozostaną im na długi czas w pamięci wieczory, czas codziennego żegnania słońca i witania wiecznie zmieniającego kształt księżyca...





 





  Rozalka, najmłodsza z całej czwórki, o tej porze wyruszała na spotkanie z łabędziem, być może zaklętym królewiczem z jej bajki...




Frajda biesiadowania na powietrzu, korzystania ze smakołyków zebranych własnoręcznie w lesie to coś, z czego najtrudniej rezygnować wracając w domowe pielesze.















 Dnie spędzaliśmy na wodzie, pływając po jeziorach i Brdzie, która łączy je wszystkie od Charzykowskiego, po Kosobudno. 













Poza wodą wycieczki piesze i rowerowe, leśnymi i polnymi drogami, przy których często tutaj można spotkać drzewa owocowe wyrosłe, być może z nasion wyrzuconych kiedyś tam ogryzków...
Są to tak zwane "dziczki" i jabłka nie bardzo nadają się do jedzenia- kwaśne- ale przystrajają drogę pozwalając na ciekawe ujęcia foto.










I jeszcze jedno cudowne miejsce w "naszej" letniej okolicy- stary młyn z początku XX wieku i dużo starsza, bo chyba przeszło dwustuletnia chata znajdujące się na terenie należącym do naszych dobrych znajomych, którzy tam wybudowali nowy dom nad stawem młyńskim. Chciało by się codziennie oglądać takie widoki:
















Cała menażeria domowa żyje tutaj w naturze, mając do dyspozycji pole, las i wodę. 
 







Stary młyn, nie pracujący od śmierci młynarza zamilkł, lecz w każdej chwili może podjąć pracę, wewnątrz bowiem wszystko sprawne...



 
 Stara chata chyli się ku upadkowi, niestety zbyt dużych pieniędzy potrzeba by uratować ten dom, pamiętający przemarsz wojsk Napoleona na Moskwę. Drewno,z którego została zbudowana już sczerniało ze starości Nikt tam już nie mieszka, ale róże i inne kwiaty rosnące przy ścianach są pod troskliwą opieką Pani na włościach.




























 Chata i jej otoczenie to wiele szczegółów, które zawsze chciałam utrwalić na zdjęciach, ku pamięci...













 Wysuszone na słońcu stare korzenie ustawione pod ściana to bardzo szczególna ekspozycja plastyczna


Umieszczony pod rynną kamień przez wiele lat był wypłukiwany wodą i teraz to też swoista rzeźba




 Otwór w oknie u góry został zrobiony specjalnie, by na strychu zagnieździły się sówki


  Myślę, że wkrótce wrócę też do cyklicznego pisania postów, bo tematów wiele, oj wiele. Pozdrawiam przyjaciół i znajomych blogowiczów i nie tylko, życząc Wszystkim odwiedzającym uśmiechów do wspomnień, nie tylko tych letnich.


Teraz przyszedł czas na ponowne przystosowanie się do życia w cywilizacji, mam nadzieję, że przejdzie bezboleśnie, bo i pracy w moim małym ogródku po tak długim okresie zaniedbania, wiele.
                                                           Wanda