Jak w starej , przedwojennej piosence po całonocnym opadzie rankiem świat spowity w biały puch.
I wreszcie zawiało zimą. Tylko szkoda, że tak na krótko. Porobiłam trochę zdjęć, w niedzielę miał być spacer w plener i tu nagle od rana +4° C. Zamiast więc nart, czy sanek trzeba było na powrót przywdziać kalosze. Gdzie te niegdysiejsze zimy ,od grudnia do marca prawie, ze śniegami tu, na Kaszubach, przeszło metrowymi. No, ale trzeba się cieszyć nawet takimi krótkimi momentami prawdziwej, przynależnej do tego okresu czasu, pogody.
Poniżej kilka spojrzeń z okien na "puchowy śniegu tren...":
Przy okazji troszkę też poszyłam, tak dla wprawy.
Bardzo byłam zawsze zafascynowana tym, jak ważną kiedyś rolę grało zdobienie przedmiotów codziennego użycia. To przecież takie małe dzieła sztuki, a z dzieciństwa pamiętam, że podobna, babcina, maszyna miała przez takie ozdoby coś magicznego, fascynującego...
i kolejny dworek, który pojechał gdzieś do Lublina...
A teraz ciepła herbatka z lipy, bo jakoś tak jakby przed- grypowo, ale nie dajemy się, czego wszystkim odwiedzającym życzę
Wanda