Ostatnie, bardzo ciepłe dni spowodowały nagły wysyp truskawek. Te kaszubskie są podobno najlepsze. Na pewno są najlepsze!!! Na tych naszych górkach i naniesionym przez lodowce kiedyś tam piasku rodzi się słodziutka truskaweczka, może wielkością ustępująca tej mazowieckiej, ale smaku jej nic nie przebije. Wykorzystując więc ten krótki przecież czas, gdy owocu jest tyle, cena również zaczyna być do przyjęcia, znajdują one pierwszorzędne miejsce na naszym stole. "Na surowo", w polewie czekoladowej, z bitą śmietaną, z cukrem- kombinacji do woli. Najlepsze jednak są te prosto z krzaczka.
Truskawki się zaczęły ale bzy, niestety, właśnie się kończą. Może troszkę dłużej utrzymał się na krzakach ten ciemniejszy kwiat, ale bardziej pachniał ten jasno fioletowy i wieczory na balkonie to były przez czas jego kwitnienia piękne sesje aromaterapii. Bez gościł również w mieszkanku radując oczy w wazonach jak również w takich tam, najprzeróżniejszych kompozycjach. Szkoda , że to koniec... Ale przecież , na szczęście, kwitnąć zaczyna wszelkie inne kwiecie i najważniejsze, pękają pąki róż...( ale o moich różach osobno )
Malarsko było też. Otrzymałam kilka kolejnych, starych ram okiennych i po ich lekkiej renowacji

namalowałam obrazy, które zostały
w nich umieszczone. Efekt był taki:
Na ścianie to mniej więcej tak:
Powstał jeszcze obraz na zamówienie, pamiątka z Gdańska. Ja sama to wolałabym jakąś uliczkę, w każdym razie mniej oczywiste widoki pięknego przecież miasta, ale zamówienie było konkretne...
Teraz muszę się zabrać do pielenia mojego podbalkonowego ogródeczka , bo wszystko rośnie jak szalone,
a szczególnie zielsko wszelakie usiłując zagłuszyć moje róże...
Pozdrawiam wszystkich życząc smaczności nie tylko truskawkowych
Wanda